Próba VII cd
Próba VII cd
Maria mówiła poważnie i spokojnie migdałowym głosem Magdy.Pomyślałem,że może mieć
kiedyś kłopoty z gardłem.
- Podświadomość,to jest właściwe słowo - powiedziałem - to jest to jak kiedyś określiłaś - ona
czuje,ale jeszcze nie wie.Chłopicki właściwie wie,ale nie czuje.To ciekawe im ona bardziej wie,tym on więcej czuje.To chyba jest tak,że jak Maria broni się przed wiedzą,tak Chłopicki przed uczuciami.
- Zupełnie jak pan i my - Anka od niechcenia trafiła w samą dziesiątkę.
- Umysł u waćpanny bystry jak oko białogłowy - powiedziałem.
- Mówił pan,że mam męski umysł - przypomniała.
Popatrzyłem na nią zmęczonymi oczami nauczyciela
- Masz taki umysł,jakiego akurat potrzebujesz - odpowiedziałem.
- To źle ? - Anka jak zwykle starała się wyciągnąć ze mnie jak najwięcej na swój temat.
- Raczej wygodnie - westchnąłem.
- Źle,że się w sercu moim lęk panoszy...- powiedziała Maria.
- Zawsze coś musi być źle - zgrzytnął Rafał.
- Jak tak dalej pójdzie,to się nam rzeczywistość całkiem pomiesza z teatrem - wtrącił Marcin.
- Źycie to nie teatr - przypomniała Majewska.
- Ale teatr,to życie - odwróciłem myśl.
- Ja cały czas mam takie wrażenie,że gramy siebie - odezwała się Anka - pan to chyba tak poustawiał,ja i Rafał,Magda i Robert,pan sam jak Chłopicki...
- Marcin najwyższy z nas jak Skrzynecki w historii - dopowiedziałem.
- Ja sam chciałem być skrzynką - zaoponował Marcin - pan chciał Irka.
- Wydaje mi się - mówiłem - że nikogo nie ustawiałem,tylko Warszawianka,to dziwnie sztuka
dla nas,nie umiem zresztą powiedzieć dlaczego.
- Może Wyspiański nas też przewidział ? - zapytał Marcin.
- Może dziwnym trafem jesteśmy podobni,do jakichś ludzi,do powtarzających się sytuacji ?
Coś w tym jest. - zastanawiałem się.
- Magda ma siostrę,Anka ma siostrę - kojarzyła Majewska.
- Ale ja od mojej siostry jestem starsza - stwierdziła Anka.
- Ty i Iza mogłybyście kiedyś zagrać w Antygonie - uśmiechnąłem się - Anna i Iza,to prawie
jak Antygona i Ismena.
- Rzeczywiście - zbieżność zaskoczyła Ankę - to dlatego jak czytaliśmy fragmenty na począt-
ku roku chciał pan,żebym była Antygoną.
- Nie ja wam nadawałem imiona - broniłem się - może ktoś z twoich rodziców lubił literaturę
grecką.
- Chyba nie - pokręciła głową - to matematycy.
- To o niczym nie świadczy - powiedziałem - opowiadałaś kiedyś,że mama lubi Słowackiego.
- Muszę się popytać w domu - postanowiła Anka.
- Historia się powtarza,ludzie rodzą się podobni,a mnie się ciągle wydaje,że dawniej wszystko
musiało być inne - filozofował Marcin.
- Jak widać nie tak zupełnie inne - pokiwałem głową.
- Może jak się zna przeszłość,to można przewidzieć przyszłość ? - zastanowiła się Magda.
- Można próbować - powiedziałem - napewno znając przeszłość można lepiej rozumieć teraź-
niejszość.
- Naprawdę uważa pan,że jesteśmy podobni do tych z Warszawianki ? - zapytał Irek.
- Wyobraźcie sobie taką sytuację - zacząłem opowiadać - Rosjanie jak to co jakiś czas się zdarza,stoją pod Warszawą.Jest jakiś polski generał,raczej nie Jaruzelski,chociaż historia
z ironii może dać mu szansę rehabilitacji ; więc jest generał ubrany po cywilnemu,kto wie ?
Jaruzelski jest przecież na emeryturze,są jakieś Maria i Anna w dżinsach i swetrach,śpiewa-
ją jakąś współczesną piosenkę,jakiś Robert poszedł na stracony posterunek,Rafał został
adiutantem Jaruzelskiego...
- No nie,w to nie uwierzę - roześmiał się Rafał.
- A bo to wiadomo,co się może wydarzyć ? - zrobiłem bezradną minę.
- Właściwie ma pan rację - przytaknął Irek - nie jest to wcale takie niemożliwe.
- Brrr - wstrząsnęła się Anka - nie chcę,wyjeżdżam na zachód.
- Wszyscy nie wyjadą - powiedział Marcin.
- Też bym nie chciała prrzeżywać czegoś takiego w rzeczywistości - posmutniała Magda.
- Mam nadzieję,że coś się w naszych polskich losach zmieniło - pocieszyłem ją.
- Taką samą nadzieję jak Chłopicki co do narzeczonego Marii ? - zapytała Majewska.
- Jakby nieco większą - próbowałem być przekonujący.
- Ale tak naprawdę,to myśli pan,że właśnie tak będzie ? - bardziej stwierdził niż zapytał Mar -
cin.
- Nie wiem - odpowiedziałem - trzeba wierzyć,że świat się zmienia,ale stanu wojennego jako
Polak się wstydzę.To było takie niepolskie.
- Wolałby pan wojnę z Ruskimi ? - zapytał Rafał.
- Wyobraźcie sobie,że wy macie rację,a nauczyciele chcą was zmusić do czegoś innego.Co
mam wtedy zrobić ? Nastawiać wam dwój,Ankę zostawić na drugi rok,Majewską wyrzucić ze
szkoły,Rafała pobić,Marcina wsadzić do kozy,Magdę wysłać po mamę,a na Irka napuścić je-
go starszych braci ? - wyliczyłem.
- Nie zrobiłby pan tego - powiedziała z przekonaniem Majewska.
- Mam nadzieję,że nie - uśmiechnąłem się.
- Ale inni tak właśnie robią i jeszcze mówią,że to dla naszego dobra - westchnęła Anka.
- Zupełnie jak Jaruzelski - Marcin rozradował się całym sobą.
- Czasami dorośli mają rację - powiedziała nieśmiało Magda.
- Tu nie chodzi o rację - odpowiedziałem - tylko o metody.Nie mogę bić własnych dzieci dla -
tego,że silniejszy sąsiad straszy mnie,że jak ich nie uspokoję,to mi da po gębie.
- Chyba pan ma rację - poparła mnie Anka.
- Jakbyśmy się wzięli wszyscy razem,to ten sąsiad mógłby oberwać - zaperzył się Rafał.
- Jeśli nawet nie - ostudziłem jego zapał - to jednak zachowalibyśmy własną godność.
- To jednak chyba nie takie proste - nie dała się przekonać Magda.
- Tak naprawdę,to nie - potwierdziłem.
- Na szczęście wszystko się dobrze skończyło - powiedziała Majewska.
- Na to wygląda,ale czy w przyszłości nie będzie to miało jeszcze jakiegoś znaczenia,nie wiem - zapatrzyłem się przed siebie.
- Co pan ma na myśli ? - zapytał Irek.
- Nie jestem pewny czy właśnie przez stan wojenny nie utraciliśmy jakiejś części polskości
i to na zawsze,czegoś bardzo ważnego w polskim duchu.Czasami boję się,że ta strata dopro-
wadzi ten kraj do upadku i żadna wojna nie będzie nawet potrzebna.
- To się nazywa pesymizm - znalazł odpowiednie słowo Marcin.
- Zawsze mogę się mylić - westchnąłem.
- Mówi pan tak samo jak Maria - zauważyła Majewska.
- Tak mi się zdaje,że Chłopicki i Maria są jakoś do siebie podobni - odpowiedziałem.
- Są tacy poważni - Anka jak zwykle tropiła moje myśli.
- Są poważni,bo czują się odpowiedzialni za te wielkie sprawy i za tego biednego Józefa.
- Przyszło mi do głowy - odezwała się Magda,że ten Józef może też i dlatego tak chciał,żeby
to właśnie jego Chłopicki wysłał,bo nie chciał,żeby się narażał narzeczony Marii.
- Ale może też być tak - podsunąłem inną hipotezę,że chciał być od Jana lepszy,odważniej -
szy,szybciej się odznaczyć.
- Może jedno i drugie - wtrącił się Irek - moi bracia też rywalizują ze sobą i ze mną,ale jedno-
cześnie jakby mnie bronią.
- Całkiem słuszna uwaga - przyznałem - może ci starsi trochę się boją,że młodsi ich wyprze-
dzą stąd wrażenie rywalizacji.
- Narzeczony Marii,to miał kilka powodów,żeby się zgłosić na ochotnika - rozważała Anka -
Maria chciała,żeby się odznaczył,nie chciał dać się wyprzedzić Janowi,którego jednocześnie
jakby chronił,a pewnie też sam chciał się wyróżnić.
- Wygląda więc - powiedziałem - że nie tylko romantyzm pchał go do walki i Chłopicki ocenia
go niesprawiedliwie.
- Może nie znał go tak dobrze - usprawiedliwiał generała Rafał.
- Był dla Chłopickiego tylko żołnierzem,kiedy poznaje Marię zaczyna widzieć w nim jej narze-
czonego,męża,ojca rodziny,całe człowieczeństwo - myślałem głośno.
- Zaczyna żałować,że go nie powstrzymał - dopowiedziała Majewska.
- Ale gdyby nie poszedł tamten,to by musiał iść Rafał,to jest Jan - poprawiła się Anka.
- I znowu dochodzimy do istoty tragizmu - powiedziałem - czyjaś śmierć była nieunikniona.
- Mógł żadnego nie wysyłać - ponuro mruknęła Magda.
- Pewnie,mogli iść wszyscy razem na piwo - roześmiał się Marcin.
- Albo z Ruskimi na wódkę - wtórował Marcinowi Irek.
- Jakby się popli,to by się pobili - Majewska wygłosiła sentencje.
- Czy to też tragizm,proszę pana ? - spytała Anka.
- Większy niż myślicie - tym razem ja zrobiłem się ponury.
- W Rosji i w Polsce chla się za dużo wódy i dlatego się ciągle bijemy - podsumował Rafał.
- Całkiem możliwe,że masz rację - roześmiałem się.
- Źeby przez taką głupotę było tyle nieszczęść - burczała nadal Magda.
- Nieszczęścia są zawsze przez głupotę - stwierdziła Anka.
- Albo przez sklerozę - roześmiał się Marcin.
- Już się mnie czepia - Magda rozchmurzyła się nieco.
- Bezmyślna młodzież,pijacy i sklerotycy - wyliczała Anka - to przez nich są wojny i inne nie-
szczęścia.
- Można by dodać jeszcze kilka ludzkich przywar - pokiwałem głową - nie jesteśmy tacy dos-
konali za jakich chcielibyśmy uchodzić.
- Ale czasami moglibyśmy być lepsi - powiedziała Majewska.
- Moglibyśmy się przynajmniej trochę bardziej starać - przytaknąłem.
- To może próbujmy dalej - odezwała się Anka.
- Być lepsi ? - spytał Rafał.
- Nie,próbujmy Warszawiankę - Anka zniecierpliwiła się.
- To znaczy,że nie musimy być lepsi ? - dopytywał się Marcin.
- O Boże - zirytowała się Anka - jak będziemy robili swoje,to właśnie będziemy lepsi.
- Acha - pojął o co jej chodzi Marcin.
- Niechaj no panna chwilę popatrzy mi w oczy... - zaczął Chłopicki.Magdę zawsze peszyła ta
scena.Anka czy Majewska nie miałyby w takiej sytuacji problemów,ale w Magdzie nie było,
ani ich bezczelności,ani kokiererii.Na ile była lub mogła być współczesną Marią ? Gdzieś był
jednak w niej ten poryw,który nagle wyzwolony nie ogląda się na konsekwencje.Mogłaby w
takim przypływie uczuć rozbudzić w jakimś młodym oficerze chęć zostania bohaterem.Potem
zdrowy rozsądek długo dręczyłby ją wyrzutami sumienia.Anka każde szaleństwo przepuściła-
by najpierw przez filtr swojej inteligencji,dla niej wielu mogłoby zostać bohaterami,a wyrzuty sumienia chyba nigdy nie zatrują jej życia.W niej podobnie jak we mnie wyrzuty sumienia zastępowała złość za popełniony błąd.Miała w sobie coś z Antygony,to wewnętrzne poczucie
tego co dobre i złe.Nie umiałaby postąpić źle mając tego świadomość.Jej mama kiedyś po -
wiedziała - to takie dobre dziecko ; to było także mądre dziecko.Jej jednej jak myślałem nie
groziło szaleństwo beznadziejnej miłości czy jakiegoś niewłaściwego życiowego wyboru.Na
to pierwsze była chyba narażona Majewska,na to drugie Magda.Jedyną słabością Anki była
chyba tylko jej siła czasami nie pozwalająca na kompromis z otoczeniem.
- Do mnie dyżurny - zawołał Chłopicki.
- Słucham,do rozkazu... - zameldował się młody oficer.
- Rekonesans powrócił ? - idź patrz.
Rafał podszedł do okna.
- Nikt nie idzie - powiedział - to znaczy żołnierz idzie - poprawił się.
- Sam jeden szeregowiec ? - upewniał się Chłopicki.
- Tak - sam szeregowiec...
Magda chyba czekała na Roberta.Właściwie też ciekawy byłem czy przyjdzie.
- On myślą snadź połączył te tajemne znaki,
którymi moje serce drga
Mówiła Maria patrząc na Chłopickiego.
- Siostro,on taki
jest zawsze zagadkowy...
Uspokajała Anna,a Anka patrzyła na mnie z rozbawieniem.
- Siostro,nie...
Stało się widzę to,przed czym się trwożę...
Przeczucie Marii stawało się coraz realniejsze.Nagle zdecydowała się,wstała.
- Co ty chcesz mówić ? - zawołała Anna,przestraszona ? może zaskoczona ?
- Panie generale...Maria wsparła się na oparciu krzesła.
- Maryo ! - Anna jakby chciała czemuś jeszcze zapobiec.Marya jednak nie chciała,może nie mogła już się cofnąć.Spotkać nieszczęście z podniesionym czołem,tak to się nazywa.
- Pan chciałeś znać jego nazwisko -
mego narzeczonego -
Mój narzeczony Józef Rudzki.
- Boże ! - To się po prostu Chłopickiemu wyrwało.
- Maryniu ! - Anna podtrzymała Maryę.
- Siostro,imię Boże złączył z jego imieniem - konkretne słowa,znów skryły się w mgle znaków
i domysłów.Ale przecież nie mogło być jeszcze pewności.
Teraz Chłopicki chciał oddalić chwilę prawdy ; z lęku ? realizmu ? litości ?
Robert nie pojawił się we właściwym momencie.
- Znowu duch zagra starego wiarusa ? - zapytała Anka.
- Jaki duch ? - zdziwiła się Magda.
- Jak ciebie nie było to przyszedł duch starego wiarusa - tłumaczyła jej Anka.
- To znaczy kto ? - nie rozumiała Magda.
- No nikt,to znaczy duch - wyjaśniła Anka.
- Acha - dotarło do Magdy.
- To taka próba naszej wyobraźni - uśmiechnąłem się.
- Blednie - marszczy się - zwitek -żołnierz,jak być miało,
przynosi raport tylko..i to,co się stało -
już - jakże straszny smutek w oczach niesie...
to ten pułk,gdzie on był,mundur,co on miał...
Miał ? Co ja myślę - to plamy,zbroczony -
Ale zwitek różowy - wstążka była biała.
Boże - jest ! - - ja okrutna cóżem pomyślała - ?
Magda była nieco bardziej autentyczna niż poprzednio.Mówiła wolno,trzymając się interpunk-
cji,ale jeszcze zbyt sztywno,jeszcze bez właściwego dramatyzmu.
- Magda,ty wiesz,ale jeszcze nie czujesz - powiedziałem.
- Odwrotnie niż tamta - Magda pokiwała głową.
- Powoli dojdziemy,do tego czego trzeba - dodałem jej otuchy.
- Razem generał życzy mego śpiewu ? - zapytała.
- Proszę.W tej pieśni waszej brzęczą dziwa.
Pieśń ta muzyki ze mnie wydobywa
śpiące...
W Chłopickim budził się uśpiony rycerz.
- Anno,bierz najsilniejszy akord,uderz gromem !
Marya starała się wykorzystać sytuację.
- Jak wichr akordy płyną ponad domem.
Kruszył się w generale pomnikowy marmur.
- Wzruszony jest widocznie.W rytm muzyki pnie się
ku niemu Lęk - już nad nim ton panuje.
Muzyka,Maria,sytuacja brały górę nad Chłopickim,uczucia brały górę nad rozumem.
- Śledzi mnie,patrzy za mną,czy zgaduje,
co w piersi wichrem,burzą rwie się ?
Mówiłem.
- Więcej widzę niż Szczęścia mego śmierć przygodną,
mój los na wielkie losy cienie rzuca.
Muzyko,śpiewie,płyń,niech się zasmuca
ton bohaterski - Losów będę godną.
Magda mówiła bez zbytniej emfazy,jakby do siebie,po grecku rzec by można.
- Zaczyna mi to się podobać - odezwała się Anka - to jest takie poważne.Wszystko się jakoś
w tej scenie łączy i bitwa,i wszyscy na scenie.
- Właściwie to najwięcej wie ten stary wiarus - stwierdził Irek - gdyby się odezwał byłoby po
przedstawieniu.
- Pewnie dlatego nic nie mówi - zażartował Rafał.
- Wiarus wie - podsumowywała Anka - Chłopicki jest prawie pewny,Rafał to jest Jan też wie,
Maria się domyśla,tylko ta Anna czyli ja nic nie kojarzy.
- Najmłodsza jest - powiedziałem - ma czas na świadomość.
- No właśnie - odezwał się Marcin - za mądra jesteś do tej roli.
- Mogę udawać głupią - nie przejęła się Anka.
- Trudniej byłoby udawać mądrą - przyznał Irek.
- W tej scenie Chłopicki zaczyna czuć,a Maria wiedzieć - mówiłem - Anka ma rację,że wszys-
tko się łączy,bo jakby powstaje świadomość wspólnego losu,ale jednocześnie wszystko się rozpada,bo każdy zostaje w jakiś sposób sam.Wiarus,bo jego dywizję wybito,Maria bo zginął
jej narzeczony,młody oficer,bo musi zachować tajemnicę,Anna jest samotna w swej nieświa -
domości,a Chłopicki właściwie jest sam od początku.
- Skoro właściwie wszyscy już wiedzą o śmierci Józefa,a nie wie tylko Anna - wywodził Irek,
to wygląda,że nic nie mówiąc,chcą tę śmierć przed nią właśnie ukryć.
- Logiczne - zgodził się Marcin - być może Anna jest znaną histeryczką i wszyscy się boją,
że narobi wrzasku.
- Marcinku jak ty coś wymyślisz - westchnęła Anka - to nie wiem,czy się śmiać czy płakać.
- I to właśnie - podchwycił Marcin - jest histeria,jak ktoś się śmieje i płacze jednocześnie.
- O Boże - załamała się Anka.
- Oni chcą to ukryć przed sobą - przypomniała o swojej obecności Majewska - boją się po-
wiedzieć głośno,że Józef nie żyje,chyba nie wiedzą jakby się wtedy zachowali.
- Też tak myślę przytaknąłem.
- Ale przecież Skrzyneckiego,Paca i tych innych na sali,śmierć jakiegoś tam oficera nie ob-
chodzi tak bardzo - Marcin oceniał sytuację ze swojego punktu widzenia - w końcu zginęła
cała dywizja.
- Popatrzcie jak się tutaj wiąże fikcja z historią - powiedziałem - śmierć Józefa jest ważna dla
postaci fikcyjnych i Chłopickiego,postacie historyczne rzeczywiście stoją tu z boku,ale dla
widza ważniejsi tu są właśnie ci fikcyjni bohaterowie,o których historia milczy,oni są prawdzi-
wsi,bliżsi,bardziej ludzcy.
- Chłopicki jak przestaje być pomnikowy,to właśnie staje się fikcyjny - zauważyła Anka.
- Wniosek z tego,że historia niszczy ludzi - powiedziałem.
- Ale bez historii zostaje fikcja - dopowiedział Marcin.
- I to jest właśnie tragedia - podsumowała Anka.
- Ale ta fikcja wpływa na historię - włączył się Rafał - Maria przecież ma jakiś wpływ na Chło-
pickiego.
- Ta fikcja okazuje się ideą - wyjaśniałem - romantyzmem,ojczyzną,wielkimi uczuciami.
- Przecież tacy ludzie mogli istnieć - powiedziała Majewska.
- Z pewnością jacyś podobni do nich istnieli - przytaknąłem.
- Ten wiarus to jest jak nieznany żołnierz - odkrył Rafał.
- A my gramy jakieś nieznane dziewczyny - dodała Magda.
- W gruncie rzeczy,jak już zauważyliśmy - uśmiechnąłem się - gramy siebie.
- Niech pan zauważy - powiedział Irek - że te fikcyjne postacie jakby chciały zostać historycz-
nymi.Ciągle mówią o Sławie.
- A Chłopicki chce być fikcyjny ? - odwrócił myśl Marcin.
- W końcu zostaje bohaterem literackim - powiedziałem.
- Z historii i fikcji powstaje sztuka - uznała Anka.
- Najpierw się jest nieznanym - myślał głośno Rafał - potem zostaje się
historycznym,a w końcu jest się kimś ze sztuki.
- To znaczy sztucznym - wypalił Marcin.
- No tak - podchwyciła Anka - sztucznym to jest fikcyjnym,takie kółko.
- Takie przenikanie światów - powiedziałem.
- My na razie jesteśmy nieznani - uznała Majewska.
- Wszystko przed nami - pocieszyła ją Anka.
Póki co,próbowaliśmy dalej.
- Panie generale
Ten dialog Marii i Chłopickiego jak dotąd brzmiał najprawdziwiej.
- Co,panienko ?
Ojcowskie uczucia Chłopickiego hamowała duma dziewczyny.
- Ktoś drogi mnie powróci,kiedy...?
Czy Maria chciała od Chłopickiego cudu ? Czy chwytając się dziecinnej,naiwnej wiary,miała
nadzieję,że generał odwróci to co się już stało,że może to zrobić ?
- Ktoś wam drogi,panno,jest żołnierzem.
Teraz wojna i bitwa dziś.
Ojcowski realizm Chłopickiego w zestawieniu z rozpaczliwym pragnieniem dziewczyny,zabrz-
miał brutalnie.
- Źołnierza kraj po wojnie potrzebować będzie :
rolę siać zbożem...na czas trudów inny -
<p clas
Dodaj komentarz