• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Próby

Zbeletryzowany zapis prób do szkolnego przedstawienia Warszawianki Stanisława Wyspiańskiego

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Próba XIV

Próba XIV

 

- Mamy nauczycieli na dyskotekę - oznajmiła Majewska - zgodziły się pani Dominika, pani Rajewska i pani Mieczykowa.

- Chwała Bogu, to ja mogę nie przyjść - odetchnąłem.

- No wie pan! - oburzyła się Majewska - pan być musi.

- A to dlaczego? - zdziwiłem się.

- Bez pana, to coś się zaraz popsuje, żeby powiedzieć delikatnie - stwierdziła.

- Nie przeceniaj mnie - powiedziałem.

- Wiem co mówię - Majewska obstawała przy swoim - jak będą same panie, to nic z tego wszystkiego nie wyjdzie.

- Aneta i ty to mówisz? - moje zdziwienie tym razem było całkowicie prawdziwe.

- Niech pan nie powtarza chłopakom - westchnęła - ale jak są same baby, to zawsze są jakieś kłopoty.

- Jeżeli tak uważasz, to będę - roześmiałem się - ale to zawsze miło, że zebrał się nadkomplet.

- Od przybytku głowa nie boli - zgodziła się Majewska.

- Dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry - Magda, Anka i Zico wołały spod drzwi.

- Ale tego dobrego - śmiała się Majewska.

- Mówiłaś właśnie, że od przybytku głowa nie boli - powiedziałem.

- Opowiadałam właśnie panu, że aż trzy panie zgadzają się być na dyskotece - tłumaczyła dziewczynom Majewska.

- Ale pan też musi być - popatrzyła na mnie z niepokojem Anka.

- Też to właśnie panu powiedziałam - wyjaśniła Majewska.

- Mnie tylko zdziwiło, że pani Mieczyk też się zgodziła - powiedziała Magda.

- Pani Mieczyk jest w porządku - włączyła się Zico.

- Ale nigdy dotąd nie miała czasu - mówiła Magda.

- Może teraz akurat ma czas - wzruszyła ramionami Anka.

- Zamiast się cieszyć jak zwykle kombinujecie - stwierdziłem.

- Po prostu nie dowierzamy własnemu szczęściu - wyjaśniła Magda.

- Wiosna jest, może jakieś nowe chęci wstępują w ludzi? - zastanowiłem się.

- Może coś się zmienia na lepsze - powiedziała z nadzieją Majewska.

- Pan to jednak ma szczęście do dziewczyn - odezwał się Rafał wchodząc na salę.

- Sam się dziwię - przytaknąłem.

- Zazdrościsz panu? - zapytała Anka.

- Raczej wyrażam uznanie - odpowiedział Rafał

- Majewska twierdzi, że od przybytku głowa nie boli - uśmiechnąłem się.

- Jak by pan miał dwie młodsze siostry, zmieniłby pan zdanie - mruknął Rafał.

- Nie przesadzaj - powiedziała Anka - wie pan, że on chodzi za tymi swoimi siostrami i pilnuje, żeby im ktoś przypadkiem krzywdy nie zrobił?

- Taki z ciebie dobry brat? - popatrzyłem na Rafała.

- Oj, raz się zdarzyło - machnął ręką - jakiś taki głupek się do nich przyczepiał.

- I przegoniłeś go? - zainteresowała się Magda.

- Aż się kurzyło za nim - Rafał zrobił groźną minę.

- Idą ułani - powiedziała Majewska nasłuchując.

Rzeczywiście przyszli jak poprzednio we czterech.

- Zenka po drodze nie spotkaliście? - zapytała Anka.

- Zenek chodzi własnymi drogami - odpowiedział Marcin.

- Żeby tylko doszedł - mruknęła Majewska.

- Ćwiczyłyście śpiewanie Warszawianki? - zapytałem z kolei ja.

- Tak - kiwnęła głową Anka - zaczyna nam jakoś wychodzić.

- Magdzie wyszło na czwartku - powiedział z uznaniem Misiek.

- Właśnie, Madzia zrobi jeszcze karierę sportową - ożywiła się Anka.

Magda wygrała rzut dyskiem, ale wynik nie rzucał na kolana.

- Oj, wygrałam, bo takie same chuchra rzucały - powiedziała Magda.

- Jakby trochę potrenowała byłaby niezła, prawda proszę pana? - kontynuował Misiek.

- Co to to nie - zarzekała się Magda - mogę sobie od czasu do czasu porzucać, ale nie mam zamiaru mieć takich muskułów jak Misiek.

- Tak naprawdę to miałbym dla ciebie pewną propozycję - powiedziałem.

- Znowu coś pan wymyślił - Magda zaniepokoiła się.

- Właściwie nie wymyśliłem tylko samo się wymyśliło - mówiłem - próbuję zmontować przyszłościową sztafetę 4 x 100 metrów. Są Ewelina, Iwona, Gośka i brakuje mi czwartej. Kaśka twierdzi, że jej lekarz zabronił, ale tak naprawdę jest kawał lenia, Baśka z mojej klasy naprawdę nie może, za rok powinna się znaleźć jakaś szybka dziewczyna w młodszych klasach, ale chciałbym, żeby pobiegły w tym roku nie po wynik, ale po doświadczenie...

- I ja mam być ta czwarta? - popatrzyła na mnie Magda.

- Po nich jesteś najszybsza - przytaknąłem.

- Na sto metrów to ostatecznie mogę pobiec - zastanowiła się Magda.

- Tyle, że musiałabyś z nimi poćwiczyć zmiany przez następny tydzień - odkryłem karty.

- To znaczy przychodzić codziennie po lekcjach i biegać - westchnęła Magda.

- Żeby naprawdę wytrenować zmiany potrzeba z roku czasu - wyjaśniałem, przez te kilka dni da się zrobić akurat tyle, żeby nie było kompromitacji.

- Ale dziewczyny przecież ćwiczą - powiedziała Anka.

- Na razie biega z nimi Agnieszka, ale tylko dlatego, żeby nie było przerwy - tłumaczyłem - na mistrzostwa jest za słaba, tak nam pomaga z dobrego serca.

- No Madzia, miej dobre serce - Anka pogłaskała Magdę.

- Siostro, serca nie czuję - zagrała Magda kwestię z roli Marii - niech będzie - westchnęła w końcu - ale jak zawalę coś w szkole, to będzie na pana.

- Wszystko biorę na siebie - roześmiałem się.

- To może i ja bym pobiegała? - zastanowiła się Anka.

- Jakby ci się chciało, mogłabyś trochę poskakać - powiedziałem.

- Byłam dopiero siódma - machnęła ręką.

- Bo dziewczyny nie przespały zimy, a poza tym mamy rzeczywiście niezły poziom skoku w dal - tłumaczyłem - gdybyś trochę potrenowała, miałabyś szansę powalczyć.

- Pewnie z takimi długimi nogami - poparł mnie Misiek.

- Za wolna jestem - westchnęła Anka.

- Brakuje ci takiego ogólnorozwojowego treningu - powiedziałem - zwyczajnej gimnastyki.

- Naprawdę muszę się wziąć za siebie - przyznała.

- Majewska też powinna - Misiek popatrzył krytycznie na Anetę - gruba się robi.

- Ja gruba? - zdziwiła się Majewska.

- Na razie jeszcze nie - ciągnął swoje Misiek - ale za jakiś czas.

Majewska jakby się lekko zaniepokoiła.

- Trochę racji to on ma - pokiwał głową Marcin.

- Zacznij Majka przychodzić na czwartki - roześmiała się Magda.

- Ale ja taka nimota jestem - westchnęła Majewska - ani do biegania, ani skakania, ani rzucania...

- Właśnie dlatego - włączył się Rafał - ja też taki byłem, a już w zeszłym roku popoprawiałem się we wszystkim.

- Majewskiej się nie chce - stwierdził Irek.

- Na początku zwykle się nie chce - powiedziałem - dobrze ci Aneta radzą, rozruszaj się trochę.

- To może rzeczywiście zacznę przychodzić - skrzywiła się.

- A ja ostatno przebiegłam cały kilometr - pochwaliła się Zico.

- I to jak na początek w całkiem niezłym czasie - uśmiechnąłem się.

- To i Zico ostatnio była? - zdziwiła się Majewska - wyjdzie na to, że tylko ja nie przychodzę.

- Ano właśnie - roześmiał się Misiek.

- No dobra, ustawiamy dekoracje i przebieramy się - przerwałem rozmowę.

Ustawiliśmy scenę.

- Aha - przypomniałem sobie, kiedy już byliśmy gotowi - doszedłem do wniosku, że generałowie powinni mieć jakieś medale, przypnijcie sobie - wysypałem odznaczenia na nasz klawikord.

- O rany, to pana? - zdziwił się Irek.

- Nie, większość mam po ojcu, a te dwa krzyże po jakimś nieznanym wuju, powstańcu śląskim - wytłumaczyłem.

- Pana tata nazbierał tego - powiedział z uznaniem Marcin.

- Nie przywiązywał do tego specjalnej wagi - mówiłem - opowiadał, że te, z których rzeczywiście był dumny zabrali mu Rosjanie.

- Dajcie coś mnie - dopominał się Rafał.

- Słyszałeś, że to dla generałów - odsunął go Marcin.

- Poczekaj, aż się czymś odznaczysz - powiedziała siedząca przy klawikordzie Anka.

- Odznaczy się - a niewątpliwie, że się odznaczy, bo za tym goni - zawtórowałem jej.

- Tak jak ten Józef - mruknął Rafał i nagle stracił zainteresowanie medalami.

- Już nie chcesz być bohaterem? - zapytała Magda.

- Woli zostać starym wiarusem - stwierdziła Majewska.

- A czy muszę być bohaterem? - Rafał wzruszył ramionami.

- Nie broniłbyś nas? - spytała Anka.

- Jakby było trzeba...- zastanowił się - ale nie tak głupio, żeby zaszaleć i dać się zabić.

- W zasadzie ma rację - poparł Rafała Irek.

- Bohaterowie jak widać wyszli z mody - powiedziałem.

- Dzień dobry - przyszedł Zenek.

- O, jesteś wcześniej - Majewska była mile zaskoczona.

- Pan mówił, żebym przyszedł wcześniej, to przyszedłem - odpowiedział.

- No, to się idź przebrać - powiedziałem - kurtka wisi na wieszaku.

- Aha, nie pomagamy sobie książkami - przypomniała sobie Magda.

- Zgadza się - przytaknąłem.

- Kaśka graj - zawołała Majewska.

Zaczęliśmy próbę. Początek przebiegał bez zakłóceń. Pierwszy zaciąłem się ja.

- Jak i ten młody, a śliczny, a strojny,

w oczach mu błękit się palił jak niebo,

gdy...

tu spojrzałem błagalnie na Majewską.

- Gdy się zwierciedli pod wileńskim zamkiem - przeczytała.

- Gdy się zwierciedli pod wileńskim zamkiem

w rzece, a rzeką płynie czar upojny....

powtórzyłem i mówiłem dalej. Następna zapomniała Magda.

-...jest tworem, lęku, grozy....takie głupie słowo tu jest, zawsze zapominam - zezłościła się.

- Harpia się kołysze - przeczytała Majewska.

- O właśnie, harpia - ucieszyła się Magda - to były te, co tam komuś wyjadały zupę - kojarzyła - mówił pan.

- Fineusowi - przypomniałem.

- Właśnie - kiwnęła głową - jakby było harpie, to bym pamiętała, ale tu jest harpia.

- Jakby nie patrzeć, to chyba miałam rację z tym klubem sklerotyków - Anka spojrzała na mnie przekornie.

- Pan i Magda mają najwięcej - stanęła w naszej obronie Majewska.

- Przecież wiem - powiedziała łagodnie Anka - ale się śmiesznie składa.

Następnym razem znowu ja zapomniałem, podobnie jak Magdzie wypadło mi słowo.

- bezwiednie - szepnęła Majewska.

- cios, który sam jej bezwiednie zadałem - powtórzyłem starając się zapamiętać.

- Niech pan tylko nie powtarza na przedstawieniu - ostrzegł mnie Rafał.

- Nie przejmuj się - mruknąłem.

Doszliśmy do sceny ze starym wiarusem. Zico w odpowiednim momencie włączyła magnetofon.

- Zenek! Jesteś tam? wchodzisz! - zawołała Majewska przerywając śpiew. Zenek stanął w drzwiach.

- O Boże - jęknęła Anka.

- Ale się uświnił - roześmiała się Magda.

- Wygląda jakby wyszedł z kanału - ocenił wygląd wiarusa Marcin.

Zenek był ubłocony od stóp do głów, to znaczy tylko czapka była czysta. Spodnie miał poszarpane na kolanach, a mojej kurtki od ubrania treningowego też nie oszczędził.

- Coś ty zrobił ? - zapytała Majewska.

- Mówiliście, że powinienem być brudny - tłumaczył się Zenek - to poszedłem na boisko i się przewróciłem w kałużę pod bramką, czapki tylko szkoda było zabłocić, bo jest z tektury.

- Trzeba było i tę kurtkę pana zdjąć - Anka popatrzyła na Zenka, a potem na mnie.

- Jakbym wybrudził tylko spodnie, to by wyglądało nieprawdziwie - upierał się Zenek.

- Ma rację - westchnąłem - z kurtki to się zmyje, bo jest nieprzemakalna, ale wyglądasz jakbyś się całą drogę czołgał. Trochę przesadziłeś.

- Chciałem dobrze - powiedział Zenek.

- Dobrze - roześmiałem się - ale następnym razem nie bądź taki gorliwy.

- Spodni i tak nie upiorę, to te błoto tylko trochę odświeżę, a kurtkę ubrudzę mniej - mówił Zenek.

- Ale na twarzy się pochlap - kombinował Rafał - nieźle wygląda.

- Te dziury na kolanach też są za duże - pokręciła głową Majewska.

- Można je będzie trochę zeszyć - uznała Magda - przyniosę igłę z nitką na następną próbę.

- Jeszcze mu tak wyreperujesz spodnie, że będą jak nowe - powiedział Irek.

- Dobra, dobra - mruknęła Magda - tak się tylko trochę podczepi.

Powtórzyliśmy scenę od początku, bo jak rozmawialiśmy, wygrała nam się muzyka.

- Zenek, ty się teraz idź umyć - powiedziała Majewska.

- Albo niech chodzi taki do premiery - roześmiał się Marcin.

- To by go wszyscy widzieli i nie byłoby efektu - stwierdziła Anka.

- Ma rację - pokiwał głową Irek.

- Wyczyszczę panu tę kurtkę - powiedział Zenek - za nim zaschnie.

- A będziesz umiał? - zaniepokoiła się Magda.

- Nic się nie bój - Zenek uspokoił ją.

- Pewnie, stary wiarus by nie umiał wyczyścić munduru - prychnął Rafał.

Zenek wyszedł.

- Nie uważacie, że się jednak Zenek wczuł w rolę? - zapytałem.

- Chyba ma pan racje - przytaknęła Anka.

- Żeby tylko nie za bardzo - zastanowił się Marcin - bo jeśli na przykład przyniesie karabin i zacznie strzelać?

- Z Zenkiem to nigdy nic nie wiadomo - przyznał Irek.

- Nie przesadzajcie - powiedziałem - jak się z Zenkiem postępuje jak z człowiekiem, to okazuje się całkiem do rzeczy.

- Ale na żartach się nie zna - pokręcił głową Irek.

- Na takich jak szczypanie w... nogę, to i ja się nie znam - Majewska spojrzała na Irka znacząco.

- Jeszcze nie zapomniała - stwierdził Irek.

- Musiało ją bardzo boleć - powiedziałem.

- Ale przynajmniej go zapamiętała - uśmiechnął się Rafał.

- Tak jak ja Wojtka - westchnęła Anka pocierając nos.

- Też cię uszczypnął? - zapytałem.

- To pan nie wie? - Anka zdziwiła się.

- A ja myślałam, że pan wie wszystko - zdumiała się Majewska - Wojtek, ten z klasy Beaty, kiedyś złamał Ance nos. Otworzył drzwi od klasy, a Andzia akurat chciała wejść i bęc.

- Ładne bęc - użalała się Anka - myślałam, że umrę. Ale pan to chyba nie dowidzi, przecież mam teraz krzywy nos.

- Nigdy nie zauważyłem - teraz ja się zdziwiłem - mnie się zawsze podobał.

- Mają mi go nawet operować - tłumaczyła Anka - jakaś chrząstka tam się przesunęła czy źle zrosła.

- Bądziesz chodziła z nosem na temblaku? - zainteresował się Marcin.

- Coś ty - wtrącił się Rafał - w gips jej wsadzą.

- Tobie to powinni całą głowę w gips wsadzić - zirytowała się Magda.

- Nie wiem, co mi zrobią - powiedziała Anka - ale to dopiero w przyszłym roku, tam jest długa kolejka na takie operacje.

Przyjrzałem się uważnie nosowi Anki. Rzeczywiście, teraz zauważałem lekkie zgrubienie.

- Cały czas myślałem, że tak ma być - odpowiedziałem widząc jej pytający wzrok - ale jak ci jeszcze ten nos poprawią, to już będziesz całkiem super dziewczyna.

- Jeszcze te zęby - westchnęła.

- A co znowu z tymi zębami? - i tym razem nie rozumiałem.

- Pan to już w niej, żadnej wady nie widzi - roześmiał się Rafał - przecież ma przerwę między siekaczami.

- Ale jej to dodaje uroku - stwierdziłem.

- Muszę sobie chyba coś złamać, albo wybić - uznała Magda - może się wtedy zacznę podobać.

- Ty sobie żartujesz, ale ja miałam największe powodzenie jak chodziłam z ręką w gipsie, kiedy sobie złamałam ten palec na koloniach.

- Na koloniach i na Czarku - uśmiechnąłem się.

- Jakby pan lepiej pilnował porządku, to bym go nie musiała bić - odcięła się.

- Właśnie, to pan powinien przyłożyć Czarkowi - poparła ją Magda.

- Po pierwsze to nie mnie podrywał, a po drugie nie mam zwyczaju bić uczniów - broniłem się.

- Nigdy pan żadnego nie uderzył? - zapytał Marcin.

- Mnie - powedział Zenek, który od pewnej chwili stał w drzwiach.

- Przyłożył pan Zenkowi? - zainteresował się Rafał.

- Dawno, dawno temu - zacząłem - Zenek wyprowadził mne z równowagi.

- Za co dostałeś? - spytał Zenka Irek.

- Za głupotę - Zenek wzruszył ramionami - wszystko zeszło z tej pana kurtki - poinformował - powiesiłem ją na wieszaku.

- Jak chcesz, możesz już iść - powiedziałem.

- Nie spieszy mi się - odpowiedział. Usiadł obok milczącej Zico i zaczął przyglądać się jej magnetofonowi.

Próbowaliśmy dalej. Majewska czasem poprawiała jakiś przekręcony wyraz, ale rzecz dziwna jakoś nie zacinaliśmy się. Dopiero Rafał padł, kiedy informował Annę o śmierci Józefa.

- Bo to mówię prozą - zdenerwował się - wszystko jest wierszem, a to prozą, nie umiem się przestawić.

- Ktoś tu mówił, że już wszystko umie - odezwała się Majewska.

- Bo umiem - irytował się Rafał - tylko tu się gubię.

- A właściwie to dlaczego ten kawałek jest akurat prozą? - zastanowił się Irek.

- Jak sądzicie? - spytałem.

- Może trudno o śmierci mówić wierszem? - podsunęła Magda.

- Nie - pokręciła głową Anka - młody oficer mówi o tym, co się wydarzyło naprawdę, to jest jakby poza sztuką, jakby w rzeczywistości.

- Mówi o tym, co nie jest poezją - podpowiedziałem.

- O właśnie - potaknęła Anka.

- Jak zobaczył tę wstążkę, to mu się odechciało gadać wierszem - skonkludował Irek.

- To rzeczywiście jest taki umyślny zgrzyt - mówiłem - ten fragment prozy kontrastuje i z wizjami Marii i z mądrościami Chłopickiego, Anka ma rację, jest jakby z tego rzeczywistego świata.

- Jak ten zabłocony stary wiarus - powiedziała Magda.

- Tam na polu bitwy nie ma miejsca na salonowe pogawędki - mówiła Anka - oni tu sobie gadają, grają w szachy, a tam giną ludzie - powtórzyła wcześniejszą myśl.

- Tu obwieszeni medalami generałowie, wystrojone panny, śpiewają sobie, mówią do rymu, a tam błoto i pozabijani żołnierze, teraz rozumiem - zamyślił się Rafał.

- Ale Rafał to zapomniał tekstu z innego powodu - stwierdziła nagle Majewska.

- Majka coś wykombinowała - nastawił uszu Marcin.

- Nic specjalnego - Majewska powstrzymywała chichot - tylko przyszło mi do głowy, że to Anka na niego tak działa, kiedyś się wysmarkał we wstążkę, a teraz zapomniał języka w gębie.

- Majewska jest genialna - śmiał się Marcin.

- Przynajmniej w niektórych sprawach - zawtórowałem mu.

- Majka ma oko - przyznała Magda.

- Ale przecież my gramy ze sobą nie pierwszy raz - zastanawiała się Anka.

- Właśnie krzywe ramiona też powiedział w duecie z tobą - przypomniał Irek.

- Ja nie mogę - zachichotała Magda.

- Możecie zejść ze mnie? - zezłościł się Rafał.

- My tak z życzliwości - tłumaczyła Majewska - żebyś sam wiedział, o co chodzi.

- Ale czym ja mogę tak na niego działać? - nadal zastanawiała się Anka.

- Sobą, tylko sobą - uświadomił ją Marcin.

- Nic z tego nie rozumiem - stwierdziła.

- Jak zrozumiesz - powiedziałem - możesz stać się naprawdę niebezpieczna.

- Ja? - zapytała zdumiona - ja i bycie niebezpieczną, muchy bym nie skrzywdziła.

- Pożyjemy, zobaczymy - filozoficznie orzekł Irek.

Skończyliśmy próbę.

- I co pan myśli? - zapytała Majewska.

- Nie jest źle, byle nas nie zjadła trema. Aha, jestem pełen podziwu dla Kaśki. Jest dopiero na drugiej próbie, a włączała i wyłączała bezbłędnie.

- Zaznaczyłam wszystko sobie w tekście - Zico pokazała książkę.

- Nie ma to jak samodzielne myślenie - Irek pokiwał głową.

- Napisze pan ten program na następną próbę? - przypominała pytaniem Majewska.

- Tak - potwierdziłem - mam pomysł na okładkę, taki, że jej zrobienie ne zajmie dużo czasu.

- Ile nam będzie potrzeba tych programów? - zastanowił się Irek.

- Ze dwadzieścia? - Magda spojrzała pytająco.

- Może ze trzydzieści? - Anka spojrzała na mnie.

- Zrobię czterdzieści - powiedziałem - w końcu nam się też należą na pamiątkę, a dla kserografu to żadna różnica.

- Liczy pan, że przyjdzie trzydzieści osób? - niepewnie spytała Majewska.

- Tak sobie myślę - przytaknąłem - ale zobaczymy.

- Jakiś plakat by się przydał - główkowała Magda - właściwie mogę zrobić.

- W Kleksiku będzie napisane - powiedział Marcin.

- Kto w samorządzie jest od kultury? - zapytałem.

- Właściwie, to nie wiadomo - machnął ręką Rafał.

- No to niech, któreś z was powie o przedstawieniu na piątkowym apelu.

- Powiem - Anka wzięła informację na siebie.

- Przejdziemy się jeszcze przed premierą po klasach - kombinował Rafał.

- Kto będzie chciał ten będzie wiedział - podsumował Marcin.

- Mieliśmy zrobić specjalne zaproszenie dla mamy Ewy - przypomniała Majewska.

- Zrobimy - powiedziała Anka.

- A jacyś nauczyciele przyjdą? - zainteresował się Irek.

- Nie wiem - odpowiedziałem - powiem w pokoju nauczycielskim, ale nie spodziewam się entuzjazmu.

- Do opery też nikt nie chciał z nami iść - przypomniała Majewska.

- Na "Zemstę" tak samo - dodał Rafał.

- Jakby było w czasie lekcji to wszyscy by byli - stwierdził Marcin - jak po lekcjach, to nikt nie chce.

- Gdyby płacili za pójście do teatru, to też by wszyscy polecieli - dodała Anka.

- Właściwie powinniśmy sprzedawać bilety - powiedział Irek.

- Wtedy na pewno by nikt nie przyszedł - roześmiał się Marcin.

- Może kiedyś zrobimy taki prawdziwy teatr z biletami - powiedziałem - i znajdą się tacy, którzy będą chcieli zapłacić za oglądanie naszych występów.

- I to znowu będzie wtedy, kiedy nas już nie będzie w szkole - pokiwała głową Anka.

- W telewizji pokazywali, że w jakiejś szkole zrobili takie przedstawienie z biletami - Zico włączyła się do rozmowy.

- Jednorazowo my też moglibyśmy coś takiego zrobić - myślałem głośno, ale mnie chodzi o taki teatr, w którym przedstawienia odbywałyby się przynajmniej raz w tygodniu, za nim do tego dojdziemy, to trochę musi potrwać.

- Tam ludzie nie zapłacili wcale za obejrzenie sztuki, tylko tak dali coś na szkolę - stwierdził Rafał - to niby teatr, a w rzeczywistości żebranina.

- Ale to wcale nie musi znaczyć, że zrobili złe przedstawienie - zaważyłem.

- Na pewno nie lepsze od naszego - w Ance zagrała ambicja.

- Nie mówię, że lepsze - powiedziałem - ale tam i tu chodzi o coś innego.

- Jasne - poparł mnie Irek - im chodziło głównie o forsę, a nam idzie w pierwszym rzędzie o teatr.

- Bo my jesteśmy właśnie pierwszorzędni - uznała Anka.

- Pewnie dlatego widowni starczy na jeden rząd - roześmiała się Magda.

- To już postęp - pocieszył ją Rafał - najpierw byliśmy tearem jednego widza, a teraz już jednego rzędu.

- I to pierwszego - dodała Majewska.

- A Robert nie mówił dlaczego przestał przychodzić? - spytała Anka.

- Robert trenuje - poinformował ją Misiek - codziennie wraca do domu po ósmej.

- No tak, jest przed mistrzostwami - skojarzyła Majewska.

- Dlatego nie mógłby zagrać starego wiarusa - uświadomiła sobie Anka.

- Pan jednak rzeczywiście umie przewidywać - powiedział z uznaniem Marcin.

- Tutaj nie przewidywałem - zaprzeczyłem - od początku stawiałem na Zenka. Zenek popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.

- Widzisz, pan w ciebie wierzy - powiedziała do niego Majewska.

Zenek nic nie powiedział. Powoli zaczęliśmy sprzątać dekoracje.

- Nikt nie mówił, że zostawiamy po sobie bałagan? - zapytał Rafał.

- A zostawiamy? - odpowiedziałem pytaniem.

- No, niby nie - stwierdził - ale jak ktoś się chce przyczepić, to zawsze coś znajdzie.

- Ostatnio jest dziwnie spokojnie - powiedziałem - nawet radio nikomu nie przeszkadza.

- Cisza przed burzą - pokiwał głową.

- Nie bądź takim pesymistą - uśmiechnąłem się.

- Zobaczy pan - mruknął - spokój, bo po świętach, ale to na razie.

- Zawsze mam nadzieję, że coś się w końcu w tej nauczycielskiej niechęci przełamie - westchnąłem.

Nieśliśmy właśnie z Rafałem nasze niby obrazy.

- Właściwie to nauczyciele każdy z osobna nie są tacy najgorsi - mówił - tyle, że nie potrafią nic zrobić razem i nie chce się im zostawać po lekcjach, czy zrobić czegoś za darmo i zbyt często udają strasznie ważnych.

- Myślę, że to nasz system szkolny tak na nich działa - powiedziałem.

- Chciałby pan to zmienić? - zapytał.

- Sam nie dam rady - roześmiałem się - z czasem to będzie musiało się zmienić, ale na razie mało komu w tym kraju zależy na szkole.

- Więc robi pan swoje - uśmiechnął się.

- A można robić coś innego? - zapytałem.

Sprzątneliśmy dekoracje, ale jakoś ociągali się z przebieraniem i wyjściem.

- Co wam się dzisiaj jakoś nie spieszy? - zapytałem.

- Jeszcze widno - odpowiedziała Anka.

- Będzie nam czegoś brakowało, jak te próby się skończą - stwierdziła Majewska.

- Możemy zrobić kilka przedstawień - zasugerowałem.

- Rok szkolny się kończy - zmarkotniała Magda.

- To chyba powód do radości? - uśmiechnąłem się.

- Pewnie - potwierdził Marcin - ale zaraz się zaczną klasówki, wystawianie ocen, na nic nie będzie czasu.

- Chemia was męczy - domyśliłem się.

- O chemii, to już lepiej nie mówić, inni też już zaczynają - powiedział Irek.

- Nie ma rady, trzeba się będzie trochę pouczyć - pokiwałem głową.

- Żeby tylko tak nie wrzeszczeli i ciągle nie gadali, jakie to wszystko ważne chemia, fizyka, geografia, biologia, wszystko - zrzędził Rafał.

- Język polski - dopowiedziałem.

- Na języku polskim, to my mamy chociaż poczucie, że i dla  pana to naprawdę ważne - mówiła Anka - ale inni to tylko gadają.

- Szkoła bywa nudna - przytaknąłem.

- A pan jednak lubi szkołę - stwierdziła Majewska.

- Mimo wszystko tak - przyznałem.

- A jak był pan uczniem też pan lubił? - zapytała Magda.

- Czasami - roześmiałem się - czasami bywało fajnie.

- Ano widzi pan, my też czasami lubimy - podsumowała Anka.

Przebrali się i poszli.

20 lutego 2022   Dodaj komentarz
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz

Stagecoach1956 | Blogi