Zakończenie
Zakończenie
Od prób Warszawianki minęło wiele czasu. Gdybym chciał spojrzeć na nie z perspektywy dnia dzisiejszego musiałbym powiedzieć, że wielcy tego świata przemijają, ale ich dzieła pozostają nadal. Musiałbym spojrzeć na tamten okres jak na zamknięty rozdział swojego życia, jak dotąd w tym życiu najbardziej sensowny. W perspektywie tego czasu pewne sprawy stałyby się może bardziej zrozumiałe, inne zadziwiająco niejasne. Z mojej roli Chłopickiego najbardziej odpowiednia wydaje mi się następująca kwestia :
Niechaj kolejno rosną dyktatory -
patrz po sali jak nasi statyści się puszą ;
co jeno któryś cień idei schwyci
kruszynę inszej niż myśl Chłopickiego,
już tworzy książkę - kreśli pamiętniki.
Wzrasta wolumen, traitement polityki,
polowych działań, taktyka, brawura,
jaką kiedy w boju
stosować należało - po szkodzie, jako zawsze,
będzie można rozmyślać nad nią w czas pokoju.
Już widzę jak się księgą błędów przyszłość pieści,
gdy zasiądzie spłakana czytać, zdarta z cześci ;
po wojnie - jutro.
Dziś jest to jutro. Myślę, że zagrałbym dziś rolę Chłopickiego podobnie, choć dojrzalej i smutniej. Wiele się bowiem wydarzyło. Były to wydarzenia ciekawe, raz szczęśliwe, innym razem nie, a w bilansie swoim nierozegrane jak bitwa pod Olszynką. Gdybym chciał o tym napisać starczyłoby przynajmniej na dwie grube książki i zresztą kto wie, czy kiedyś tego nie zrobię. Warto może tylko powiedzieć, że właśnie w tych dniach, kiedy piszę to zakończenie Anka, Magda, Majewska, Rafał i Marcin zdają maturę. Irek, który w rok po premierze Warszawianki poważnie zachorował będzie musiał nadrabiać szkolne zaległości. Życie potoczyło się tak, że wszyscy jesteśmy w różnych miejscach, tylko Anka i Rafał kończą właśnie jedną szkołę. Czekam na wieści od nich, które czasami docierają i zastanawiam się nad naszym obecnym rozproszeniem. Mimo wszystko mam nadzieję, że wszyscy się jeszcze kiedyś spotkamy.
Leży przede mną albumik ze zdjęciami, które na premierze zrobiła Lucyna. To dowód, że naprawdę kiedyś zrobiliśmy przedstawienie Warszawianki, to ciastko po obiedzie jak powiedziała Anka. Na zdjęciu tytułowym stoi samotny Michał (tak naprawdę miał na imię Marcin, ale zmieniłem, żeby się z tym głównym Marcinem nie mylił) na tle biało-czerwonej flagi, ma ten swój marsowy wygląd i dlatego zdjęcie nadawało się na okładkę. Dalsze zdjęcia ilustrują poszczególne fragmenty naszego spektaklu. Scena, widok ogólny. Anna i Marya rozmawiają, Chłopicki stoi z przodu, generałowie w tle. Najwyższy wśród widocznych Skrzynecki, siedzący zamyślony Pac, zasępiony Małachowski, oparty o klawikord literat, patrząca w nuty pani domu, młody oficer stojący obok krzesła Anny. Podobam się sobie jako Chłopicki, chociaż nie jestem zbyt podobny do oryginału. Wyglądam jednak na mocnego faceta i moja postać nadaje tej scenie zdecydowany charakter. Takich zdjęć jest kilka. Rónią się tylko tym, że na jednych Marya stoi, a na innych siedzi, aha i zmienia się ustawienie młodego oficera. To początkowe fragmenty sztuki. Na premierze też w pierwszych chwilach miałem wrażenie, że wzrok publiczności wgniecie mnie w ścianę i tak jak na próbie generalnej wszystko potoczyło się gładko, choć znowu zapomniałem, że niebo zwierciedli się w fosie pod wileńskim zamkiem. Lucyna robiła mało zbliżeń, cóż, brakowało jej jako fotografowi doświadczenia, ale na jednym zdjęciu jest Rafał w planie amerykańskim. stojący przy oknie; to wtedy kiedy mówił - żołnierz idzie. Lucyna chyba nie mogła powstrzymać się, żeby tego zdjęcia nie zrobić. Kiedy moi aktorzy skończyli już szkołę w teatrze telewizji pokazano Warszawiankę. Twierdziłem uparcie, że byłem lepszy od Holoubka, a Magda i Anka od zawodowych aktorek. Nie wierzono mi jednak. Majewska przyszła wtedy na zajęcia koła polonistycznego i stwierdziła, że Rafał był identyczny jak młody oficer w telewizji. Patrząc na to zdjęcie też uważam, że był lepszy. Anka i Rafał, którzy też wtedy mnie odwiedzili niestety nie oglądali telewizyjnej Warszawianki. Żałowali, ale niejedną jeszcze wersję tej sztuki w życiu zobaczą, jak sądzę. Na innym zdjęciu widać naszą publiczność. Scenę zasłania wyrastająca nad poziomy głowa pani Mieczyk, jedynej nauczycielki, która pojawiła się na premierze. Właściwie niepotrzebnie, bo konkurs na dyrektora odwołano i odbył się dopiero wtedy, kiedy już nie uczyłem w szkole. Nie zasiadłem więc w szacownej komisji. Chociaż z drugiej strony, miała rację stawiając na mnie. Prowadziłem bowiem nadal zajęcia swojego koła, tyle że w świetlicy pobliskich zakładów. Długo by opisywać, jak do tego doszło, dość, że byłem w stanie totalnej wojny z broniącą stołka dyrektorką i pokojem nauczycielskim. Solidarnie stojący przy mnie rodzice moich kółkowiczów poparli Mieczykową i dzięki temu została dyrektorką, a moje koło powróciło do szkoły. Niedługo jednak cieszyła się zwycięstwem. Po pewnym czasie wygryziono i ją. Wieści, które docierają do mnie spoza szkolnych murów, zmuszają mnie do powtórzenia za Chłopickim - tam należało postawić innego. Wracając do publiczności; jest jej nawet sporo - kilkoro rodziców z mamami Ewy, Magdy i Rafała, są ojcowie Marcina i Irka, sporo jest uczniów z młodszych klas, są moje dziewczyny, jest Robert, który specjalnie urwał się z treningu, co nie przeszkodziło mu w zdobyciu brązowego medalu na mistrzostwach województwa w biegu na 800 metrów. Było dla kogo grać. Większość z tych młodszych przeżywała później wraz ze mną moje odejście, walkę o istnienie koła, wygnanie do przyzakładowej świetlicy i powrót, kiedy to byliśmy zbyt zmęczeni, żeby tryumfować. Na kolejnym zdjęciu Lucyna uchwyciła Miśka literata pochylonego nad Anką. Rafał musiał być wtedy przy oknie, bo go nie widać. Misiek szeptał coś, czego z pewnością nie było w oryginalnym tekście. Anka patrzyła na Skrzyneckiego czyli Marcina, ale wyraźnie widać, że jednocześnie słuchała. Cała Anka. Jednego słucha, na drugiego patrzy, o trzecim zapewne myśli, czuje coś do czwartego i każdemu się wydaje, że to on jest tym najważniejszym. Dawno jej nie widziałem, ale przy ostatnim naszym spotkaniu była już naprawdę bardzo piękną dziewczyną. Rafał opowiadał o tym, jakie ma Anka ma powodzenie w nowej szkole. Dwa zdjęcia ze starym wiarusem. Zenek rzeczywiście wygląda jak weteran, ale najważniejsze na tych zdjęciach są oczy Magdy, błyszczące, wpatrzone w to coś, co żołnierz przyniósł, widać w nich skrywany lęk, są nawet podkrążone niewyspaniem. Jest w Magdzie-Marii jakaś podwójność, jakby chciała jednocześnie zerwać się z krzesła i usiąść, daje to efekt dziwnego napięcia, ale też jest w niej jakaś niema prośba; niech to nie będzie to, nie to... Twarze oficerów też są napięte, z twarzy Chłopickiego nie da się wyczytać nic, tylko w oczach widać jakiś ogromny ciężar. Dalej Marya i Chłopicki. Ona stoi, obiema rękami obejmuje poręcz krzesła. Te zaciśnięte dłonie mówią wiele, przy Chłopickim wygląda słabo, drobnie i nagle na następnym zdjęciu, jej postać promieniuje dumą i siłą, a generał opuszcza wzrok. Po skończeniu szkoły Magda wyjechała do Kielc. Przez jakiś czas korespondowaliśmy, potem przysyłała kartki na święta, wreszcie kontakt się urwał. Anka i Majewska pojechały kiedyś do niej w czasie wakacji. Opowiadały, że nie zmieniła się prawie wcale. Taka Madzia jak zawsze - mówiła Majewska. Na następnych fotografiach trwa namawianie Chłopickiego do objęcia dowództwa. Otoczony generałami trwa nieruchomy, zmienia się tylko wyraz jego twarzy - jakieś z myślami swymi stacza wojny... Hrabia Pac nagle wstał. Irek ze swoją urodą bruneta musiał robić wrażenie na dziewczynach. Chłopicki wypowiada ostatnie kwestie swojej roli. Stoi na tle naszej kulisy, obok niego Skrzynecki, Marya patrzy na niego. Zastanawiam się skąd we mnie ta generalska postawa? Może minąłem się z powołaniem? Na tym zdjęciu widać dobrze twarz Anki, jej lekko skośne oczy, wyraziste ciemne brwi. Patrzy na sceniczną siostrę z troską. Na następnym zdjęciu jej twarz się rozjaśnia, Anna stoi przy oknie, szczupła, wysoka, jakby szczęśliwa, Marya stoi obok z opuszczonymi rękami, bezradna, oczy ma szkliste, cała postać jakby zgasła. I zdjęcie ostatnie; Magda samotna przy klawikordzie, ręce znów opuszczone, dłonie zaciśnięte na siedzeniu krzesła, to jej spontaniczny odruch, taki dziecinny. Ileż smutku w tej fotografii. Koniec. Jest jeszcze kilka zdjęć nie nadających się do tego poważnego albumu. Lucyna robiła je przed przedstawieniem. Chłopicki z jakąś bardzo głupią miną, Magda zaglądająca do szkolnego pucharu, Anka przechodząca przez scenę krokiem modelki, Majewska zasłaniająca twarz książką. Na tych zdjęciach są sobą, no, może oprócz mnie. Brakuje mi ich dzisiaj, ale nawet gdybyśmy znów spotkali się wszyscy razem, to też nie byłoby to. Brakuje mi tamtych ich, tamtego czasu, tych chwil zatrzymanych na zdjęciach. Nie wróci już. Patrzę w ekran komputera, zapisany automatycznie wyrównywanym tekstem, dotykam palcami tego współczesnego klawikordu, wydobywam nieme dźwięki przeszłości. Śmieszne, mam na sobie tę samą czarną koszulę, w którą ubrany grałem Chłopickiego. Solidny, mocny, gruby materiał. W trudnych chwilach generał przychodzi mi z pomocą. Czuję w sobie jego dumę i odwagę, słyszę głos Skrzyneckiego, widzę błyszczące oczy Anny. Marya nie prześladuje mnie, stary wiarus z poległej dywizji Żymirskiego też, czasami docierają do mnie słowa młoego oficera - ja się kocham w tej młodszej, blondynce tej panie generale. Tak naprawdę nie wiem, która podobała mi się bardziej, może rzeczywiście starsza, ale coś w środku każe mi się zgodzić z młodym oficerem. Ile z Warszawianki zostało w nich? Kiedy w rok później też z nimi przygotowywaliśmy inscenizację złożoną z wierszy poetów z rocznika kolumbów i ustawialiśmy barykadę, której głównym elementem była oczywiście nasza skrzynia gimnastyczna, jeden z widzów oglądających Warszawiankę zapytał nagle - a co w Powstaniu Warszawskim robi Chłopicki?
- Chłopicki jest wszędzie tam, gdzie trwa walka o niepodległość - odpowiedziałem. Pytający przyjął to ze zrozumieniem. Kiedy przed Bożym Narodzeniem próbowaliśmy inscenizację wigilii z Dziadów z Rafałem w roli Konrada, a ja wcieliłem się w skromną postać pilnującego więźniów kaprala Polaka, inny widz z Warszawianki, kręcił głową - był pan geberałem i co, zdegradowali pana? Jeszcze innym razem uczniowie młodszych klas na przerwie śpiewali - Hej kto Polak na bagnety... Echo odzywa się co jakiś czas.
Pieśń ta muzyki ze mnie wydobywa
śpiące. –
K O N I E C
Dodaj komentarz